Po względnie niedawno napisanych „Wdowach” Kamil Bzukała
sięgnął po sztukę, powstałą 112 lat temu. W „Ich czworo”
dokonał nieznacznych skrótów – dotyczą one głównie określeń,
których znaczenie pozostaje dzisiaj mało czytelne. Zostaje esencja,
czyli świetnie skonstruowana, na wskroś współczesna historia
(mimo, iż mówi się w niej o dorożce i gramofonie). Mało tego: w
sztuce z roku 1907 pojawiają się chwyty, które są normą, gdy
dzisiaj oglądamy „Wieczór kawalerski” lub „Mayday”.
Grająca
Żonę Aleksandra Kujawa dysponuje fantastycznym głosem (nawet w
ostatnim rzędzie można zrozumieć każde słowo) i bez skrupułów
obnaża otchłanną głupotę swojej antypatycznej bohaterki.
Magdalena Kuźnik, którą pamiętamy z „Miłość szuka
mieszkania”, jest idealna jako Dziecko. Drobna, niewysoka, swoje
kwestie mówi najprościej jak można i jest w tej roli coś naprawdę
wzruszającego. Panna Mania w interpretacji Joanny „Skały”
Skalińskiej nie ma w sobie nic z wyrachowanej dziewuchy, która
wykorzystuje zaistniałą sytuację, by zająć miejsce Żony. To
prosta, ale przesympatyczna i mająca swoją mądrość dziewczyna,
która mówi dużo i szybko. Aktorka daje tej postaci swoje prywatne
ciepło, a w scenie rozmowy z Mężem pobrzmiewają tony rodem z
„Mewy”. Wybuchy śmiechu na widowni zawdzięczamy głównie
grającemu Fedyckiego „Bzykowi”, który obdarza tego niebieskiego
ptaka, oszusta i łajdaka ogromną ilością wdzięku. Joanna
Blachura jako Wdowa pojawia się na scenie jedynie na kilka chwil,
ale pełni w tej historii ważną rolę, a młoda aktorka udowadnia,
że potrafi grać zarówno poważnie, jak i farsowo. Mąż w
wykonaniu Tomasza Zielińskiego to niedźwiedziowaty poczciwina,
któremu naprawdę się współczuje. Aktor świetnie pokazał
ewolucję swojego bohatera, który, by dojrzeć do finałowej
decyzji, musiał pokonać w sobie wiele barier.
Należy
wspomnieć także o drobiazgowej scenografii, kostiumach (kto
zgadnie, który pochodzi z jakiej epoki?) i pomysłowym potraktowaniu
roli Mandragory.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz