czwartek, 5 marca 2020

"Upalny dzień" znów na naszej scenie


6 marca, w ramach obchodów 75. rocznicy zakończenia drugiej wojny światowej, znów będzie można obejrzeć na naszej scenie spektakl „Upalny dzień” w reżyserii Dominika Sochy, a w wykonaniu jego oraz Macieja Pierzchały.

W scenie, otwierającej film „Obława” Marcina Krzyształowicza kapral „Wydra” prowadzi jeńca na egzekucję. W „Upalnym dniu” punkt wyjścia jest podobny, ale uzbrojony mężczyzna jest Niemcem. Obaj właśnie zatrzymali się w czasie pieszej drogi do wioski, gdzie chłopak ma zostać zabity. Skazani na siebie, zaczynają rozmawiać. Dowiadujemy się, co zrobił chłopak, co studiuje i jak ma na imię jego dziewczyna. Niemiecki żołnierz też o sobie opowiada. Jego opowieści o bezsensie wojny, głupocie dowódcy i zezwierzęceniu kolegów z oddziału przypominają to, o czym w reportażu „Mój warszawski szał” Włodzimierza Nowaka i Andżeliki Kuźniak mówił Mathias Schenk. Słońce grzeje niemiłosiernie, a wraz z temperaturą rosną emocje. Przypuszczamy, jak skończy się ta historia, ale w tym spektaklu nic nie jest oczywiste. Ten leśny thriller to prawdziwy emocjonalny rollercoaster.

Dominik to prawdziwy teatralny zawodowiec. Wystarczy jeden grymas lub spojrzenie, by w pełni oddać każdą z emocji Niemca. Ciekawym doświadczeniem jest oglądanie w roli jeńca wyciszonego, innego niż we „Wdowach” Macieja. Symboliczną scenografię stworzyła Julia. Jeśli chodzi o kostiumy i rekwizyty, wszystko jest odtworzone bardzo wiernie. W klimat spektaklu wprowadza też piękna muzyka w wykonaniu Maćka (dźwięki fortepianu, narastające niczym ulewa).

„Upalny dzień” to rodzaj teatru, który dzisiaj możemy oglądać coraz rzadziej – pozbawiony modnych efektów, oparty na dialogu, w którym ścierają się racje. Idealny na naszą scenę. W ciągu tych 80 minut nie poznajemy imion bohaterów, co sztukę Janusza Wasylkowskiego czyni jeszcze bardziej uniwersalną. Zmieniają się kroje i kolory mundurów, ale istota wojny pozostaje niezmienna.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz