poniedziałek, 11 grudnia 2017

Psy i koty

Kiedyś Agata Polic z zespołem Blade Loki śpiewała utwór "Psy i koty", ale ten wpis równie dobrze mógłby być zatytułowany "Kocięta i szczenięta" (pozostając w kręgu muzyki punkowej). Nasz Teatr, niczym mieszkanie Ace'a Ventury, jest przyjazny wszystkim zwierzętom, ale tytuł "Psy i koty" znakomicie obrazuje istniejącą sytuację.

Zacznijmy od Zuli, która skradła serca wszystkich od pierwszego dnia swojej obecności u nas. Kundelek, należący do Pani Dyrektor, dzień zaczyna od obchodu wszystkich teatralnych zakamarków - najpierw zagląda do foyer, później pędzi po schodach, by wpaść do pokoju instruktorów i kuchni, a  ostatni przystanek psiaka stanowi sekretariat. Sama właścicielka nazywa go pieszczotliwie ''Potworem'', dodając, że dopiero kolejne miejsca zajmują Godzilla i Smok Wawelski. Zwierzak, posiadający niespożyte zapasy energii, posługuje się prostą taktyką: staje na tylnych łapach i tak długo wpatruje się swoimi mądrymi oczami w delikwenta, aż ten poddaje się i musi go pogłaskać.

Ci, którzy oglądali wystawę ''Czeskim okiem'', wiedzą doskonale, że Gromit został sportretowany w pracy Dagmar Lili Skrivankovej, wchodzącej w skład cyklu ''Pozdrowienia z Jaworzna''. Gdy Monika z Leszkiem idą z nim przez miasto, wzbudzają sensację niczym zespół Izrael na festiwalu w Jarocinie w 1984 roku. Dog niemiecki, pełniący nieformalną funkcję specjalisty ds. promocji Galerii Sektor 1, rozczula wszystkich swoim powolnym i łagodnym usposobieniem, zmęczonym spojrzeniem, cechującą dzieci nieporadnością i prawie ludzką fizjonomią. Bierze udział w zebraniach pracowniczych, jest obecny na wystawach oraz koncertach w Sektorze. Miłośników tych, co szczekają i merdają jest u nas więcej - Marlena jest właścicielką Inki, również Przemka można spotkać, jak spaceruje po mieście ze swoim psem, a w opowieściach Macieja regularnie powraca Korek (historia o tym, czemu zwierzak zawdzięcza swoje imię to temat na osobny wpis). Swoją drogą kwestia, kto tu kogo ma - właściciel psa czy odwrotnie - nie jest wcale taka oczywista, stanowi dylemat odwieczny i chyba nierozstrzygalny.

Prawdziwym kocim królestwem jest pokój instruktorów. Koty rozmaitych ras, maści i rozmiarów - niczym na obrazie Emmy Srncovej - spoglądają tam na nas zewsząd. Z regałów - te, stworzone na zajęciach z dziećmi (czarne kociska, powstałe z rolek po papierze toaletowym, wycięte z tektury kociaki w włóczkowych sweterkach, biały kotek, zrobiony z butelki po wodzie mineralnej). Z tablicy na ścianie - te z laurki, przedstawiającej ''Kasię i dwa koty'', wykonane z masy solnej i te z materiałów Fundacji ''Koty z Kociej''. Obok Pierrota (marionetki) i Syrenki (jawajki) leży Kot - pacynka, która dzięki zabiegom Julii zyskała nowe wąsy. Skoro już o naszej koleżance plastyczce mowa - jakiś czas temu Julia powiedziała nam, że, idąc do pracy, widziała ogłoszenie o zaginięciu czarnego kota w białym krawacie. Konkluzja była następująca: ''Nic dziwnego, że nie mogą go znaleźć - zdjął krawat i tyle go widzieli!''. I niech to będzie puenta tego wpisu. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz